Dziecinne rozumienie polityki

Stany Zjednoczone po raz kolejny postanowiły zbrojnie nieść pokój i demokrację. Pojawia się niczym Superman tam, gdzie ludziom dzieje się krzywda.

Znowu. Czy ktoś jeszcze ma déjà vu?

W zasadzie jestem zadowolony. Coraz więcej osób zaczyna powoli rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi – i cynicznie uzasadnia inwazję na Libię słowami „Pewnie im się ropa skończyła”. Zresztą, by tego już po takim czasie nie zauważać – to trzeba by by mieć chyba jakieś klapki na oczach. Ale jednak – wciąż spotykam ludzi, którzy widzą to inaczej. Widzą to jak małe dzieci. Dlaczego Koalicja zaatakowała Libię? Bo Kaddafi to tyran. Bo zabija cywilów. Bo ludzie cierpią głód i nędzę. Bo nie ma demokracji i wolności słowa.

Doprawdy, żeby naprawdę w takie rzeczy wierzyć, trzeba być dzieckiem, idiotą albo Polakiem. Tak, bo można wyciągnąć wniosek (także z naszej historii), że jesteśmy narodem, któremu pojęcie polityki realnej jest szczególnie obce. Jak to podobno rzekł Bismarck – „Polacy są poetami w polityce i politykami w poezji”. Istotnie nas zdecydowanie byłoby stać na przeprowadzenie inwazji tylko dlatego, że gdzieś tam zabijają cywilów. Że w jakimś dalekim kraju jest nie taki ustrój, jak trzeba. Wszak jesteśmy Chrystusem Narodów – to nasza powinność! Ale polityki się tak nie prowadzi od czasów „Księcia” Machiavellego.

„Przeciętny człowiek dla swojego własnego dobra nigdy nie powinien zobaczyć, jak się robi kiełbasę oraz politykę” – rzekł ten sam Bismarck. W tym pozornie żartobliwym zdaniu kryje się cała istota tej niewdzięcznej dziedziny życia, jaką jest polityka. Tak, prawdziwy polityk powinien być ateistą – bo jeśli Piekło by istniało, to on na pewno by doń trafił. Ponieważ nie powinno istnieć dla niego coś takiego jak moralność, etyka czy skrupuły. Politykę prowadzi się tylko na podstawie zimnej kalkulacji, prostego rachunku zysków i strat. Żadnego polityka nie rusza to, że w sąsiednim kraju ludzi żywcem obdzierają ze skóry – choć oczywiście, może pokazowo protestować i demonstrować oburzenie, by ludzie nie widzieli w nim potwora, jakim w istocie musi być. Szalenie niewdzięczny zawód – bo żeby być dobrym politykiem, trzeba być „złym” człowiekiem. Dlatego też wszelkie oficjalne uzasadnienia Koalicji, że inwazja jest po to, by zakończyć okrutny reżim Kaddafiego i przynieść Libijczykom pokój, przyprawiają mnie o pusty śmiech. Nikt nigdy nie będzie marnował swoich pieniędzy tylko po to, by uchronić jakichś ludzi na antypodach przed terrorem. Tak to można sobie uzasadniać w mediach, a gawiedź może sobie w to wierzyć.

My jednak jesteśmy dorosłymi ludźmi, dlatego możemy się zastanowić nad rzeczywistymi powodami inwazji. Można pójść na łatwiznę i standardowo wyjaśnić to ropą naftową, na która chrapkę mają zachodnie koncerny. Można też stwierdzić, że rządy niezależnego i krnąbrnego Kaddafiego były cierniem w oku USA. Oba wyjaśnienia pozostawiają bez odpowiedzi jedno pytanie – dlaczego akurat teraz? Kaddafi rządzi Libią nie od wczoraj. Ropa jest w Libii również nie od wczoraj. Niby jest ta „rewolucja”, więc można by było stwierdzić, że kują żelazo, póki gorące – ale mizerność tej „rewolucji” wskazuje na to właśnie, że została umyślnie sprowokowana, by dać pretekst do ataku. Bo Libijczycy wcale na Kaddafiego nie narzekali – jak się ma tyle pieniędzy z ropy, to można się bawić w socjalizm i palenie kasą w piecu, a i tak wszyscy mają się dobrze. Arabów dodatkowo zawsze przyciągają wyraziste osobowości – mówiąc wprost, lubią być pod batem. Taka ich kultura. Dlatego obstawiam, że Amerykanie podburzyli lub opłacili większość „wywrotowców” w celu wywołania sztucznych rozruchów – i pretekst gotowy. Trzeba nieść demokrację! No ale wciąż prawdziwy powód nie jest jasny. Jednak ktoś zauważył ciekawą rzecz – otóż wizja Kaddafiego o nazwie „Wielka Sztuczna Rzeka” powoli ma się ku realizacji – projekt ogromnej sieci rurociągów przez całą Saharę, która będzie nawadniać pustynny kraj wodą z wielkiego jej źródła odkrytego na południu w latach ’50 przy okazji poszukiwania ropy. Mimo imponującego rozmachu tego pomysłu, media zachodnie coś skąpią informacji na ten temat – poza pojedynczymi felietonami o prześmiewczym charakterze. Wodna konstrukcja rozwiązałaby największy problem Libii – niedostatek wody i żywności. Kaddafiland stałby się zupełnie niezależny.

A niezależność krajów arabskich i afrykańskich to zawsze był cierń w oku byłych i nowych metropolii, które prowadzą politykę kryptokolonialną. Żaden zdrowy na umyśle polityk nie pozwoli ot tak, na utratę strefy wpływów. A Kaddafi, jako że sprawuje władzę absolutną – jest łatwym celem prowokacji. Nikt nie będzie zbyt głośno protestował, gdy Amerykanie będą obalać kolejnego „ciemiężcę” – a w rzeczywistości dbając o swoje własne interesy, jak zresztą każde państwo. W polityce nie istnieje coś takiego jak „bezinteresowność”.

Niezależnie od powodu ataku – ja będę protestował. Nie mogę przyklaskiwać realizacji przez Stany Zjednoczone swojej imperialnej polityki. Bo tu nie chodzi o dobro Libijczyków – ponieważ, jak to zwykle w historii bywa, lud wyjdzie na tym najgorzej. Dlatego, choć oczywiście nie popieram Kaddafiego, rewolucyjnego socjalisty, w samym sobie – w tym konflikcie biorę stronę największej ofiary – Libii. Kolejnej ofiary zachodnich interesów.